Nigdy nie byłem człowiekiem wydającym dużo pieniędzy na komiksy. Kiedy byłem małym chłopcem (w sensie niższym o kilka centymetrów) kupowałem od czasu do czasu Spidermana i Batmana. Czasami zakupiłem "Świat komiksu" bo dawali Spirou w kawałkach. "Produkt"? Coś tam mi się obiło. Ale to chyba polskie, co? Nie, dzięki. Polskie komiksy raczej mi nie podejdą.
Ale jak to przeważnie bywa - człowiek młody to człowiek głupi i często się myli.
Człowiek Paroovka Marka Lachowicza
Rozważałem kupno pierwszego zeszytu na WSK. Nie zdecydowałem się. Nadrobiłem zaległości w Łodzi kupując od razu dwa albumy. Przeczytałem tuż po przyjściu do domu.
Gdybym miał maszynkę do cofania się w czasie i musiał jeszcze raz podjąć decyzję - kupić czy nie, podjął bym ją bez wachania. Kupić!
Historie są zabawne, świetnie narysowane i wciągają. Już jakiś czas temu narzekałem na brak naszego rodzimego superbohatera (fanem Wilq'a nigdy nie byłem). Człowiek Paroovka powinien mieć wielgachny pomnik w każdym mieście, a Marka Lachowicza powinno się wydawać częściej i dobrze mu za to płacić. Należy mu się.
Yoel: Święty Smok i Jerzy Karola Kalinowskiego
Uwielbiam nadprzyrodzone zjawiska, serial "Supernatural", "Kaznodzieję" i historie w których występują wysłannicy piekła i nieba. Dlatego "Yoel" KRL'a bardzo przypadł mi do gustu. Jest zabawny, ciekawy i oryginalny. Podoba mi się to, że dopiero pod koniec wszystko się wyjaśnia. Oczywiście jest kilka rzeczy do których z chęcią bym się przyczepił. Nie podszedł mi motyw z Benem Affleckiem. To chyba najczęściej wyśmiewany aktor, a nie zapominajmy, że był świetny w "Dogmie" i "Chasing Amy". Drażniły mnie też dwie kreski w miejsach gdzie Ewa powinna mieć ręce. Dwie wady na stu stronnicowy album to niewiele.
Robert Wyrzykowski nie miał racji pisząc, że to "zayebisty komiks", bowiem "Yoel" to kurewsko świetny komiks.
Każdy kto jeszcze nie ma w domu swojego egzemplarza, niech natychmiast goni do księgarni. I miejmy nadzieję, że następnym razem gdy spytam Karola o kontynuację, odpowie "Już wkrótce."
Na szybko spisane 1980-1990 Michała 'Śledzia' Śledzińskiego
O tym komiksie było głośno. Każdy o tym pisał. Każdy chwalił. Chciałbym być inny. Oryginalny. Napisać, że Śledziu zrobił niesamowicie słaby komiks. Że żądam zwrotu pięniędzy i czasu straconego na lekturze. Niestety. Nie wszystko układa się tak jakbyśmy chcieli. Komiks mi się podobał. Przeczytałem go tuż po powrocie z Festiwalowej imprezy. Muszę przyznać, że jest troche dołujący, ale w pewnych miejscach dość zabawny. Urodziłem się w drugiej połowie lat '80 więc pewne momenty wydawały się dość znajome.
Czy ten komiks ma wadę? Oczywiście. Czyta się go zdecydowanie za szybko. Krótka chwila przyjemności, a potem trzeba czekać, aż Śledziu skończy kolejny album. Miejmy nadzieję, że będzie warto.
Na zakończenie tej krótkiej recenzji chciałem strzelić parę zdań o "Bears of War". Wszystkie komiksy (chyba) znane były ze strony internetowej. Nie jest to komiks dla wszystkich. Ale co tam, mnie strasznie bawią niektóre paski. Nie ma lepszej puenty niż krwawa puenta. O! Takie moje zdanie. :D
Podsumowując jednym krótkim zdaniem. Byłem małym i głupim dzieciakiem, który niesamowicie żałuje, że nie zainteresował się wcześniej polskimi komiksami. Bo to jednak bardzo dobre rzeczy są.
4 komentarze:
Trzech świetnych autorów. To trzeba przyznać.
Czytając Yoela gdy doszedłem do motywu z Benem Affleckiem zacząłem się zastanawiać, dlaczego KRL wyśmiewa właśnie jego? Jeszcze tego nie rozkminiłem.
Jak patriotycznie, chwali Ci się ;-)
A ja na mfk kupiłam tylko Historyjki obrazkowe Raczkowskiego. I do tej pory żałuję ze kupiłam tylko to.
Tej, dziwko, gdzie nowa nocia?
Prześlij komentarz