wtorek, 22 stycznia 2008

niepoważny i romantyczny

godai uderzył poniżej pasa. Był remis. Wszyscy byli zadowoleni, to musiał zepsuć nastrój. Druga notka jednego dnia i bezczelnie poinformował mnie, iż oszukał i przegrywam oraz, że jeśli chcę utrzymać remis, to muszę się starać.

Miałem dzielić się moimi przemyśleniami odnośnie filmów, a troche tego się ostatnio ogląda.

Dzieje się ze mną ostatnio coś bardzo dziwnego. Nie wiem jak taką chorobę można nazwać. Chyba mi z samotności odbija. Zacząłem oglądać... komedie romantyczne. Argh!
Gorzej. Niektóre z nich naprawde mi się podobały ;(

Ale przyjrzyjmy się poszczególnym tytułom.

"Czyja to kochanka?" - francuska komedia w reżyserii Francisa Vebera. Na wstępie dodam, że jest to twórca genialnej komedii "Plotka". Wiemy już czego się spodziewać. Główny bohater - Francois Pignon jest parkingowym. Pewnego dnia zostaje uwieczniony na zdjęciu obok supermodelki i jej kochanka. Aby uniknąć afery i kosztownego rozwodu Pignon zostaje opłacony, aby udawać narzeczonego owej modelki. Film jest... dobry. Nie tak śmieszny jak "Plotka", ale trzyma niezły poziom. Mnie się podobało.
ocena: ****

"Układ idealny" - kolejna francuska komedia. W głównej roli, jeśli dobrze rozpoznałem twarz występuje Cezar z drugiego fabularnego Asterixa. Louis ma problem z siostrami i matką, które na siłę postanowiły znaleźć dla niego żonę. Louis postanawia wynająć sobie "narzeczoną", która porzuci go w dniu ślubu "łamiąc" mu przy tym serce. Wtedy rodzina zostawi go w spokoju. Sprawy się komplikują, kiedy rodzina zaczyna lubić jego udawaną narzeczoną.
ocena: ***

"Życie od kuchni" - Catherine Zeta-Jones, Aaron Eckhart i Mała Miss. Siostra Catheriny ginie w wypadku, zostawia jej córkę. Catherine jest pracoholiczką-kucharką, poznaje kucharza Aarona. Z początku się nie lubią, mała dziewczyna postanawia ich połaczyć. Bla, bla, bla. Wszyscy wiemy jak się sprawy potoczą. Nikt nie chce tego oglądać. Żenada. Jak większość amerykanskich komedii.
ocena: *

"Nigdy nie będę twoja" - Podstarzała, ale wciąż gorąca Michelle Pfeiffer i zabawny jak zwykle Paul Rudd. Ona jest stara i chce się poczuć młoda po tym jak jej mąż (świetny Jon Lovitz) zostawił ją dla młodszej. On młody, zabawny i zakochany. Film nie powala, nie zaciekawia. Pare zabawnych momentów. Wszystko dzięki Paulowi, który rokuje na komediową gwiazdkę pokroju Sandlera czy Bena Stillera.
ocena: **

Tak, a to dopiero dwa minione wieczory. Wniosek prosty. Komedie francuskie rządzą. Romanse amerykańskie skończyły się na "Kiedy Harry poznał Sally".
Muszę przystopować z historiami miłosnymi. Jutro obejrzę "Hostel" i "Wrong Turn 2". Albo maraton filmów o Zombie. Tak, to będzie coś.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

o kurcze bele... chyba ci naprawdę brakuje kobiety
zdecydowanie dobrym pomysłem w tym wypadku jest maraton filmów o zombie, wampirach, batmanach albo czymkolwiek innym przynajmniej w pewnym stopniu odmóżdżającym

Kot pisze...

Jak już tak romantycznie to wypróbuj Bollywood. Trochę kiczowate, ale mimo to fajne

Anonimowy pisze...

chyba naprawdę czas kobietę znależć...:)

qrjusz pisze...

Jak chcesz to wpadaj do Łodzi:) mam kilka ładnych koleżanek z którymi mógłbym Cie poznać:) wiesz będziesz miał motywacje zeby potem do Łodzi przyjechać ;p