niedziela, 14 września 2008
piątek, 12 września 2008
Jako niemiłosiernie leniwy człowiek, który uwielbia spać do dziesiątej, pobudka o godzinie siódmej była nie lada wyzwaniem. Zwłaszcza, że przyzwyczaiłem się do zasypiania około godziny drugiej w nocy, jeśli w telewizji nie nadają wieczorem „CSI” które skutecznie rzuca mnie w błogi sen (czasem nawet zanim na scenę zdąży wkroczyć Horatio).
Jak to tradycyjnie w moim życiu bywa (a jestem strasznie niezorganizowany) na ostatnią chwilę trzeba jeszcze coś załatwić, przeskanować, przedrukować. Człowiek ma nadzieję, że chociaż raz. Nie. Zawsze wiatr w pieprzone oczy.
Tym razem wiatrem jest oczywiście – biurokracja. Ta pierdolona biurokracja.
Oczywiście zanim rozpocznie się najgorsze, trzeba przejść przez bramę do Mordoru, czyli do Urzędu Pracy - miejsca, w którym zarejestrujesz się jako bezrobotny, aby móc w najbliższej przyszłości odbyć staż.
Cokolwiek złego usłyszeliście o tym miejscu – to prawda! Jest to autentycznie miejsce, w którym przestają istnieć kolory i przyjazne twarze. Sterty papierów, numerków, podpisów. Połowy nie rozumiem, dlatego mnie drażni jeszcze bardziej. Gorzej jak wielka kobieta o twarzy Charliego Mansona oznajmia ci skrzeczącym głosem, że nie posiadasz kompletu dokumentów oraz, że trzeba jej donieść coś co najwyraźniej masz, a o czym nie miałeś do tej pory pojęcia (chodzi tu o jakiś papier, a nie o nieślubnego bękarta. W tym świecie nie załatwisz dwóch problemów za jednym zamachem). Przerażająca kobieta funduje ci więc darmową rundkę po mieście w poszukiwaniu zaginionych dokumentów, które odnajdujesz w podziemiach Urzędu Skarbowego, płacąc mieszkającym tam dobrym ludziom złotym szylingiem za fatygę.
Problemy oczywiście się nie kończą. Kiedy seryjna morderczyni zatwierdzi komplet dokumentów i zbije je do nieprzytomności swoją potężną pieczątką rozpoczyna się podróż po labiryncie. Dostajemy skierowanie do pokoju na piętrze. Przygoda nie była by przygodą, aby osoba, której potrzebujemy znajdowała się w tym pokoju. Grupka młodych ludzi informuje, że takowy pan tu nie mieszka i z ich zdezorientowanych twarzy wnioskujesz, że nigdy nie mieszkał. Odsyłają cię więc do innych pokojów po kolejne kawałki układanki mającej na celu odnalezienie osoby odpowiedzialnej za dalszą część historii. Kręcisz się po różnych pokojach, a wszystko po to aby wrócić do okienka obok żeńskiego Charliego Mansona i dostać co trzeba.
Finał tej mrożącej krew w żyłach opowieści jest jednak zaskakujący. Tuż po rejestracji udaję się na rozmowę kwalifikacyjną i zasilam szeregi pracowników salonu meblowego. Szczęśliwe zakończenie: Ja dostaję pracę, a mały Timmy sanki na święta. Więc...
...Chcesz może kupić kanapę?
czwartek, 4 września 2008
Przyznam się do tego bez bicia - jestem cholernie zadowolony z panującej ostatnio w kinie mody na przywracanie do życia starych bohaterów. Uzasadnienie jest niezwykle proste. Mam ten sam kompleks co Frank Miller.
Frank jak wiadomo po przekroczeniu czterdziestki nieco się podłamał. Jego ukochany bohater Batman nigdy tej magicznej bariery nie przekroczył. Trzeba było coś z tym zrobić. Tak powstał Powrót Mrocznego Rycerza gdzie Bruce Wayne ma 65 lat, więc zupełnie przypadkowo znów jest starszy niż Miller. Ale nie osądzam faceta, bo mam podobnie.
Chyba nie ma takiego dnia w którym nie miał bym ochoty obejrzeć ponownie Sprzedawców. Wielbię wszystko co wyszło spod łapy Kevina Smitha i to się chyba nie zmieni (tak, podobała mi się Dziewczyna z Jersey). Podczas jednej z ostatnich projekcji Clerks wyłapałem, że bohaterowie mają tam 22 lata. To był dla mnie lekki szok. Nagle zaczynam się zbliżać do wieku bohaterów moich ukochanych filmów, a osiągnąłem jeszcze mniej niż oni! Nigdy nie wywróciłem żadnej trumny, ani nie pracowałem w wypożyczalni. Raz było blisko, ale ubiegła mnie jakaś pierdolona dziwka bez szkoły. To interesujące zresztą: tak często się słyszy o tym jak wykształcenie pomaga w znalezieniu pracy, a tutaj taki piękny wyjątek. Nie dostałem pracy, bo studiowałem zaocznie. Robota przypadła dziewczynie, która całymi dniami siedzi na czterech literach. Część mnie ma czasami ochotę tam wpaść, przekonać się czy wie cokolwiek o filmach i sprawić, że będzie płakała. Na szczęście druga część woli zostać na fotelu, zajadać się serem i ponownie obejrzeć Sprzedawców.
I w tym momencie chciałbym podziękować Kevinowi za Sprzedawców 2, gdzie Dante i Randal przekroczyli już trzydziestkę (która dla mnie wydaje się póki co dość odległa). Co z tego, że w wieku 22 lat nie miałem na koncie żadnej szalonej przygody? W wieku 34 lat wciąż można się świetnie bawić na pokazie z... khem... osiołkiem.
To samo się tyczy innych tytułów, które po latach wróciły z wykopem do kin. Teraz, gdy podczas oglądania Szklanej Pułapki 2 uświadomicie sobie, że jesteście już starsi od zabijającego terrorystów na lotnisku Bruce'a Willisa, wystarczy jedynie pomyśleć o ostatniej odsłonie serii, gdzie McClane jest już stary, łysy ale wciąż może skakać na odrzutowce. Liczę, że kiedy zacznę łysieć powstanie kolejna Szklana Pułapka, w której Bruce po raz kolejny pokaże, że jeszcze nie wszystko stracone. Takim sposobem dziękuję też za Indianę Jonesa i Johna Rambo. Nie ważny jest poziom produkcji, liczy się nadzieja, że wiek nie ma znaczenia. Odkurzenie tych filmów ma oczywiście na celu nabicie sobie portfeli, jednak dla mnie są one czymś więcej. Próbą pokazania, że najwyraźniej na trzydziestce życie się nie kończy. Wciąż coś tam na nas czeka. Nie ważne czy to terroryści, kosmici czy facet dymający osła.
Martwi mnie jedynie planowany powrót Gliniarza z Beverly Hills. Nie chcę usiąść w kinowym fotelu i przekonać się, że kiedyś mogę stać się równie nieśmieszny jak stał się ostatnio Eddie Murphy...
wtorek, 2 września 2008
Kwartalnik.
Strona TheMovie, bo od niej zacznę, teoretycznie działa. Ma jeszcze pare błędów z którymi staram się rozprawić. Nowe paski powstają, ale nie wiem czemu do licha nie pokazuje ich na stronie głównej. Szlag!
Doszła do mnie dzisiaj (wczoraj właściwie, ale grzyby wysypało w lasach, więc cała rodzinka myśli tylko o jednym, więc poinformowanie mnie o paczkach czy śmierci kogoś z rodziny zeszło na dalszy plan) paczka od Konrada. Konrad podczas swojej pozdróży po Francji zakupił mi jeden z albumów z przygodami Spirou. Jestem wielgachnym fanem Spirou od kiedy przeczytałem album "w Nowym Jorku" prezentowany na łamach Świata Komiksu wieki temu. Oczywiście nikt nie wpadł na pomysł aby wydawać tę serię w naszym kraju, więc czytałem tylko jeden album (no i Małe Sprytki, ale to inna liga). Teraz położyłem łapska na kolejnym albumiku "Qui Arrêtera Cyanure?". Wygląda smacznie. Teraz pozostaje mi tylko przyłożyć się do nauki francuskiego w szkole i będę mógł czytywać komiksy w trzech językach.
Ostatnio wraz z Konradem i Igorem (jako że jesteśmy fanami Pratchetta) robiliśmy sobie wieczorne pratchhetowe jamy. Każdy wybierał sobie jakąś postać z książki i ją rysował. Bez limitu czasu. Just for fun. Poniżej prezentuję: Dwukwiata, Alberta i Cohena Barbarzyńcę.
Miałem nie pisać już o swoich projektach, bo większość z nich nigdy nie ujrzy światła dziennego, ale jest coś czym strasznie chcę się pochwalić. Wszyscy zapewne wiecie o komiksie "Człowiek Szynszyna". Biram postanowił zrobić kilka spin-offów swojej oryginalnej serii. Udało mi się załapać jako rysownik jednej z nich. Kilka pierwszych stron scenariusza już jest. Teraz tylko znaleźć chwilkę i to rozrysować. "Devon L. Angry: Agent of P.U.K.L.E.R.Z." już wkrótce.
Bartek Biedrzycki wspomniał o Dniu Blogera, który wypadał kilka dni temu. Nigdy nie słyszałem o takiej okoliczności, ale postanowiłem zadać sobie pytanie. Czy jestem blogerem?
Jestem zapisany w prowadzenie trzech blogów:
Rycerz Janek - na którym jeszcze nie zapostowałem żadnej notki, ale wszystko przede mną.
Schwing - który teoretycznie blogiem nie jest, ale odcinki publikowane są na blogu. Też nie zapostowałem tam żadnej notki, gdyż całą robotę odwala Konrad.
Belewood - czyli mój blog (lub jak to całkiem słusznie nazwał Bartek - kwartalnik) aktualizowany jest kurewsko rzadko. Pewnie dlatego, że ciągle zapominam o jego istnieniu. Swoją drogą o czym miałbym tutaj w ogóle pisać? Myślałem o filmach, ale te dobre recenzujemy do "Za...iste", a komercyjniaki zostają zdeptane w podcaście. Miałem recenzować komiksy, ale i ten pomysł upadł ponieważ praktycznie nie czytam komiksów. Aktualnie czekam na "Lucyfera" i "Baśnie". Na tym lista raczej się kończy.
Mógłbym dalej plotkować o moich pomysłach na projekty i komiksy, ale jak znów słusznie zauważył Bartek czasu nie ma wystarczająco dużo by je wszystkie zrealizować.
Lubię jednak mieć miejsce w którym mogę się czasem wygadać. Więc bloga nie zamknę. Postanowiłem więc poświęcić go mojej pasji. Nie, nie filmom. Nie, też nie komiksom. Postanowiłem poświęcić go narzekaniu.
Będę więc sobie od czasu do czasu narzekał.
O!
środa, 23 lipca 2008
highway to the danger zone
"Festiwal Filmowy" nie jest zamkniętym projektem. Prace poruszają się powoli, ale skutecznie. Mam już gotowy pierwszy rozdział opowieści zwany "Highway to the Danger Zone". Wena mnie naszła, więc ciskam z przyjemnością kolejne plansze. Jestem na dobrej drodze ku skończeniu całości jeszcze w tym roku.
Nie byłbym sobą, gdybym nie miał w zanadrzu kilku projektów na boku. Ciemno wygląda kontynuacja przygód robotów D19 i B20. Kontakt z demem urwał się niemal całkowicie i ciężko mi zmusić go do pisania. Liczę jednak, że coś się w tej sprawie niedługo ruszy, bo będzie doskonała okazja na nowe roboty.
Mam w głowie nowy webkomiks. Nie oznacza to zakończenia "The Movie", ale potrzebuję małej odskoczni od ciągłego rysowania tych samych twarzy. W planach jest zamknięta, 30-to paskowa historia utrzymana w klimacie komedii fantastycznej. Z humorem skierowanym raczej dla dorosłego czytelnika. Całość będzie dostępna w internecie po skończeniu prac.
Zdjęcie widoczne po lewej stronie miało być rzucone już dawno, jednak brak aktualizacji skutecznie w tym planie przeszkodził. Rozpoznajecie pewnie kubek (jeśli nie - patrz poprzednia notka). Głównym bohaterem tego zdjęcia jest jednak osoba go trzymająca. Piotr W. Cholewa, czyli tłumacz książek Terry'ego Pratchetta. Pozdrawiam Agatę, która dostarczyła mi fotkę. Pozdrowienia również dla pana Piotra. Mam nadzieję, że kubek się podoba.
Dla fanów wszelkiego rodzaju guestów - już wkrótce na stronie komiksu "Amen" mój gościnny występ. Wraz z biramem (Człowiek-Szynszyla) sprezentowaliśmy chłopakom guesta w dość Tarantinowo-Rodriguezowym stylu. Look forward to see it.
czwartek, 15 maja 2008
Kolejny dzień w raju.
Nie pytajcie gdzie można zamówić sobie taki kubek. Nie można.
Pełnometrażowe "The Movie" ciągle w produkcji. Powolutku powstają nowe plansze. Nie chcę prowadzić dziennika - ile zostało do końca. Po ciągłym motywowaniu ze strony Śledzia, liczę na ukończenie całości w okresie lipiec/sierpień. Są malutkie szanse na wydanie tego na MFK. Malutkie, bo nawet jeśli skończę, nie jest pewne czy ktoś to wyda. Ale bądźmy dobrej myśli.
Po prawej możecie zerknąć na pierwsze ujawnienie się komiksowego czarnego charakteru.
Odnośnie tego o czym wspomniałem na "the movie" - magazyn "Za...iste". Wraz z Marcinem Trederem (pisze na themovie felietony) dostaliśmy propozycję pracy. Objęliśmy cały dział filmowy. Strona ta zawierała będzie niepublikowany nigdzie indziej pasek "The Movie", cztery krótkie recenzję filmów, które wydają nam się interesujące w danym miesiącu, oraz długi artykuł na temat najważniejszej premiery miesiąca. Wszyscy dobrze wiemy jaki film premierą tego miesiąca jest. Dlatego też "Za...iste" wysyła mnie na różne pokazy prasowe wybranych przez nas filmów. Najlepsze tradycyjnie zostało na koniec. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to w poniedziałek będę już po pokazie filmu "Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki". Totalnie się z tego cieszę. Magazyn rozprowadzany będzie póki co jedynie w Warszawie. Będzie produktem darmowym, więc nie powinno być problemu ze znalezieniem.
Z ciekawszych niusów, które mnie nie dotyczą. Śledziu ukończył wyczekiwany przez wszystkich (pewnie oprócz godai'ego i paru innych burasów ;) ) album "Na Szybko Spisane 1990-2000". A ja miałem ten niesamowity zaszczyt bycia beta testerem tego albumu oraz drugą osobą (po KRLu), która ten album przeczytała. Whoa. Co powiem? Warto było czekać. Śledziu naprawdę się postarał i wysmażył kontynuację naprawdę na poziomie. Mniej jest ciekawostek dotyczących okresu, a większy nacisk na bohatera przez co komiks ten zyskuje, gdyż nie jest wierną kopią poprzedniej części. Jeśli jeszcze się wahaliście, to już nie musicie. Portfele w dłoń i do księgarń! Oczywiście, jeśli nie jesteście fanami siedzenia pod księgarnią to możecie poczekać, do czerwca aż komiks zostanie wydany i wtedy dopiero iść go kupić. Tak czy siak. Macie kupić. Capisci!?
środa, 23 kwietnia 2008
dialogi spisane #1
Robert: To proste. Zestaw obok siebie fajne rysunki, tajemnicę w którą zamieszany jest kościół, przekleństwa i boga, a Robercik będzie zadowolony.
Przemek: A Robercikowi nie przeszkadza jak pogrywa z nim scenarzysta? W końcu to kryminał. Arthur Conan Doyle i Agata Christie już dawno nakreślili pewne zasady. Jest zagadka, autor pokazuje wszystkie klocki. Rozwiązanie nie jest proste, ale da się tą układankę złożyć. W Objawieniach aż do końca najważniejszy klocek leży pod dywanem.
Robert: No niestety, scenariusz w pewnych momentach kuleje. W szczególności boli finał kiedy - spoiler - główny gracz pojawia sie na ostatnich stronach i wykłada wszystko głównemu bohaterowi i nagle cudownie łączą się wszystkie wątki. Szkoda, że Jenkins nie rozpisał tego na więcej zeszytów i nie dał detektywowi samemu do tego dojść. Mimo to - przyzwoicie prowadził historię i budował napięcie, co bardzo mi się podobało. Każdy zeszyt kończył się we właściwych momentach i gdybym nie czytał wydania zbiorczego, a wersję zeszytową to szlag by mnie trafiał przez czekanie na ciąg dalszy.
Przemek: Też za największy ból uważam finał. Znowu spoiler - Jenkins nie tylko wprowadza na koniec osobę rozdającą wszystkim karty, ale zupełnie zmienia konwencję komiksu. Zupełny brak konsekwencji. Dla mnie to jednak czkawka po Hellblazerze (nasz bohater jest londyńskim detektywem, w kółko jara szlugi) z Kodem da Vinci. Na szczęście poziom całości podnoszą rysunki i świetne kolorki
Robert: Również miałem skojarzenia z Hellblazerem. Jenkins był nawet swego czasu scenarzystą tej serii, ale nie miałem jeszcze szansy, aby zetknąć się z jego historiami. Fajnie, że spodobały Ci się rysunki. Mnie kreska Ramosa zachwyciła od pierwszego spojrzenia na Spectacular Spider-Man. Ramos nie rysuje realistycznych postaci. Ma bardzo cartoonową kreskę, ale jest to cartoon doprowadzony do perfekcji. Mam nadzieję, że mnie uda się kiedyś osiągnąć poziom przynajmniej zbliżony do niego.
Przemek: Akurat tej cartoonowości Ramosa nie lubię. Rysunki w Spidermanie mnie odrzucały, chociaż doceniam fachowość jegomościa. Objawienia przekonały mnie jednak sposobem podania rysunków Ramosa. Ołówkowy szkic, nie zawsze zakryty czernią, fajnie to po prostu wygląda w zestawieniu z kolorkami. Strona wizualna - czyli rysunek, ale też same perspektywy które wykorzystuje Ramos, to główny atut tego komiksu. Bardzo dobre rzemiosło. Ale dzieło epokowe to to nie jest.
Robert: Ogólnie rzecz biorąc Objawienia to rzecz dobra, ale nie aż tak dobra, by rozpinać spodnie podczas czytania. Chcę jednak skierować dyskusję na inny komiks - mianowicie na Yoela naszego kochanego KRL'a.
Przemek: Powiem tak - KRL mnie Yoelem zawiódł. Podwójnie. Po raz pierwszy historią o polskim Constantinie, zabrakło mi tam czegoś. Tylko wstawka z bodajże aniołami mnie ubawiła. Nie miało to jednak tego uroku co jego luźne komiksu z produktu. Dobił mnie natomiast finał komiksu - stronicowy wywód, w którm Karol udowadniał że racje ma ten co coś tworzy, a jeśli osobnik nie będący autorem wyrazi się o Yoelu z dezaprobatą - to jest bucem, i lepiej żeby zamilkł.
Robert: Oj, przesadzasz. Ja byłem Yoelem zachwycony. Ale wiadomo jak ze mną jest. Historia była świeża, oryginalna i wciągająca. Aż prosiło się o całą serię i dalsze historie osadzone w tym świecie. Sam pomysł na Łowców Łowców Wiedźm przywołuje mi banana na ryju. No i naprawde oryginalna postać Śmierci.
Przemek: Szczerze? Nie pamiętam żadnych postaci poza Yoelem, chyba był jakiś mech i ogólna czkawka po okultystycznych kryminałach i pulpowym klimacie. Świeżością tego nazwać nie można. Może masz rację, że za mało tego. Brak tła, historii postaci, trafiamy w wir zdarzeń który mnie akurat nie porwał.
Robert: Nawet Bena Afflecka nie zapamiętałeś? Shame on you! Szkoda, że KRL nie planuje dalszych części. Kupiłem ten komiks po namowach kilku znajomych. Słyszałem tylko, że jest to pierwszy tom, więc czytając nastawiałem się raczej na coś w stylu Odcinka pilotażowego. Wprowadzenie do świata, przedstawienie postaci i zawiązanie akcji. Wszystko fajnie, więc gdyby ukazała się kontynuacja, pierwszy stałbym w kolejce po nią. Koniec kropka.
Mimo, iż do Contantine'a mu dużo brakuje.
Przemek: Jak się doczekamy drugiego 'Odmieńca' pewnie usłyszę podobne zdania, ale w kontekście Hellboya. No nie ważne. Jak KRL - to wolę Kwiatuszki. A jak ma być detektyw okultysta, to niech już bedzie oryginalny Constantine, a nie jego polska wersja.
Robert: Chcę być pierwszy który wam podobieństwa do Hellboya wytknie, hehe. A oryginalny John Constantine to moim skromnym zdaniem jedna z lepszych pozycji ze stajni Vertigo. Dzięki Bogom, że Egmont zdecydował się wreszcie na wydawanie tej serii, bo już zacząłem sprowadzanie amerykańskich wydań. Cyniczny brytol w wytartym prochowcu z wiecznie zapalonym fajkiem. Do tego walczy z przeróżnymi demonami i potworami. Czego chcieć więcej w tej dziedzinie?
Przemek: No i tu sie nie da nie wytknąć Egmontowi paru niekonsekwencji. Pan Kołodziejczak nie raz, nie dwa mówił że na Hellblazery nie ma co liczyć, bo dużo, bo różni autorzy, bo początek taki a nie inny. A tu owszem, się dało. Ale kompromis - bo bez pierwszych trejdów. Cieszymy się - czy żałujemy? Nie wiem co o tym myśleć, bo w międzyczasie zwątpiłem w polskie wydanie i postanowiłem serię kompletować od samiuśkiego początku w oryginale.
Robert: Hellblazerów jest faktycznie dużo i różni autorzy. Myślę, że zaczeli od dobrego albumu. Strzelili w klasykę Dangerous Habits Gartha Ennisa (na motywach tego albumu powstał kinowy film z Reevesem). Czytałem te pierwsze odcinki Jamiego Delano i nie byłem nimi jakoś strasznie zachwycony. To właśnie Ennis tchnął w ten tytuł prawdziwe życie, więc rozsądnie jest zacząć od niego. Co nie zmienia faktu, że przyszło nam czekać tak długo, że na półce utworzyła się już mała kolekcja amerykańskich albumów. Szczególnie cenie albumy napisane przez Mike'a Carey - scenarzysty Lucyfera.
Przemek: Lucyfera, w którego drugim tomie też się Constantine przewija, zresztą - gdzież on nie był? Klasyczna postać ze świata DC, sztandarowy bohater Vertigo. Nie ma co strzępić języka. Ja tam jestem jednak purystą. Dwa tomy Delano już na półeczce, zanim Egmont wykona tytaniczny wysiłem i wypuści Dangerous Habits to pewnie zdążę dokończyć trade'y z jego udziałem. A potem zastanowię się - zaufać Egmontowi, i liczyć na to że nie będą dzielić tomów, psuć tłumaczeń, i wydawać jednego trejda na pół roku - czy lecieć dalej (i taniej!) oryginałami...
Robert: Racja, Constantine przecież był jeszcze między innymi w Sandmanie, Books of Magic i w Swamp Thing Alana Moore'a (gdzie był w zasadzie jego debiut). A jako ciekawostkę można wrzucić to, że przemknął też w tle animowanej serii Justice League.
Egmontowi chciałbym zaufać, ale to raczej jedynie nadzieja. Nie spodziewałbym się Hellblazera częściej niż Baśnie i Lucyfer. Dzielenie tomów zostało już chyba zaprzestane, więć tutaj mamy spokój, a tłumaczeniem zajmuje się Paulina Braiter, więc powinno być solidnie. Jednak nie ma szans, aby dialogi miały tę samą moc co oryginał.
Polską edycję napewno kupię. Napewno też nie przestanę kolekcjonować oryginałów. Życie jest zbyt krótkie by czekać na Egmont.
Przemek: Też chyba kupię polską edycję, choćby z ciekawości, i aby ponarzekać. Wątpię na wydanie całości w Polsce, pewnie w międzyczasie sięgnę po oryginały, tak jak to robiłem z 1001 nocy Śnieżki, czy Hard Boiled. Niestety, jako jedną z głównych przyczyn zainteresowania się oryginałami mogę wymienić wydawnictwo Egmont. Ale rozmowe o tym, czemu kupujemy oryginały, może zostawmy na nastęny raz.
Robert: Święte słowa. I tak stworzyliśmy potwora.
Przemek: Dialog w sensie. To do następnego.
niedziela, 6 kwietnia 2008
Co nowego u Scooby'ego?
Igor pracuje obecnie nad komiksem o bohaterze znanym z kart antologii Kolektyw. Rycerz Janek - bo o owym panie mowa (widoczny w prawej części nagłówka) doczeka się już wkrótce własnego epickiego albumiku. Nad scenariuszem siedzę wspólnie z Jankiem Mazurem. Na jego jeszcze ciepłym blogu znajdziecie więcej informacji o tym komiksie. To co widzicie z boku to wykradziony przeze mnie jeden z kadrów. Zachowajcie dyskrecję.
WSK się skończyło i znów ruszyła machina produkcyjna do kolejnego numeru Kolektywu. Tematem czwartej części są "Czterej Jeźdźcy" oraz podtematy: Śmierć, Głód, Zaraza i Wojna. Planuję strzelić po jednoplanszówce do każdego tematu oraz jakąś dłuższą historyjkę. Nie wiem jeszcze o czym, ani pod który temat. Się okaże w praniu.
Dla ludzi, którzy wciąż liczą na pełnometrażowe The Movie" - dobra wiadomość. Dalej powolutku go robię. Tradycyjnie jak to ja, powymyślałem sobie dużo pobocznych projektów i zwykle nie ma wiele czasu, aby przysiąść i się porządnie zabrać, ale porzucić "Festiwalu filmowego" nie zamierzam. Scenariusz napisany, kilka pierwszych stron gotowych. Musicie uzbroić się w cierpliwość. Obawiam się niestety, że będą nikłe szanse, aby komiks ten ujrzał światło dzienne jeszcze w tym roku, chociaż nie traćmy nadziei. Może dostanę solidnego kopa i skończę to szybciutko. O postępach w pracy będę informował w miarę na bieżąco. Wkrótce może jakieś szkice i kadry.
Na WSK byłem niezwykle zawiedziony, ponieważ na mojej liście znajdowały się tylko dwa tytuły i na dodatek ich nie było. Postanowiłem nadrobić pustkę przy najbliższej okazji, toteż w moje łapska wpadły jeszcze ciepłe "Objawienia" Paula Jenkinsa i Humberto Ramosa. Obu panów znać można z publikowanej w Polsce serii "Spectacular Spider-Man" wydawanej przez Dobry Komiks. Lubię rysunki Ramosa, a Jenkins zapunktował sobie u mnie ciekawymi pomysłami na historie o pajęczaku (którego wielkim fanem nie jestem) oraz faktem, że był scenarzystą "Hellblazera" (którego wielkim fanem jestem). A co się tyczy wydanych przez Mucha Comics "Objawień" - były to zdecydowanie dobrze wyłożone pieniądze. Komiks może nie podejść wielu osobom - nie polecam gorliwym katolikom. Głownym bohaterem jest Charlie Northern - brytyjski detektyw ateista, który zostaje zatrudniony do rozwiązania sprawy śmierci potencjalnego następny umierającego papieża. Lubię historie kryminalne, lubię kiedy poruszany jest wątek religijny, lubię takie krawe i kontrowersyjne tematy. Chyba oczywiste, że "Objawienia" musiały mi się spodobać. Historia wciąga, rysunki doskonale wprowadzają w nastrój, a intryga trzyma w napięciu. Ocena 4/5 oraz apel: więcej Jenkinsa i Ramosa!
Kolejny film dvd trafił na moją półeczkę kolekcjonerską. Udało mi się bowiem znaleźć "Szeregowca Ryana". Nosiłem się z zamiarem kupna tego filmu już od hoho, a nawet jeszcze dłużej, jednak zawsze odstraszała mnie jego cena. Oscarowe filmy zawsze były drogie i gdy biedny rysownik komiksów widzi cyfry "5" i "6" rozpoczynające cenę, to musi ze smutkiem odłożyć produkt z powrotem i szukać czegoś bardziej na jego kieszeń. A dzisiaj proszę - 24,99 zł za "Szeregowca Ryana". Kiedy tylko to zobaczyłem, wiedziałem, że nie wyjdę ze sklepu bez niego. No i nie wyszedłem. Piszę z działu z laptopami.
A teraz oddalę się do działu z wielkimi telewizorami, bo czeka na mnie jeszcze cała seria "Kompanii Braci", która jakoś się uchowała i jeszcze jej nie widziałem. Do przeczytania.
PS: The Movie przeżywa ostatnio kryzys z powodu problemów z serwerem OVH. Rano działało, teraz znów dało dupy. Miejmy nadzieję, że wkrótce wszystko wróci do normy.
środa, 19 marca 2008
wtorek, 18 marca 2008
WSK VIII - Relacja.
BELE: Moje WSK rozpoczęło się o 4:30 rano, kiedy to musiałem ściągnąć rzyć z wygodnego i ciepłego łóżeczka i udać się do autobusu - który na złość, miał tak niskie oparcia, że spanie można było sobie wybić z głowy. Na Dworcu Centralnym (ulubionym miejscu spotkań internetowych przyjaciół) razem z Konradem przeczekaliśmy na przybycie reszty i udaliśmy się do miejsca przeznaczenia - zwanego również Warszawskimi Spotkaniami Komiksowymi. Póki co wszystko szło zgodnie z planem, gdyby jakiś matoł nie spierdolił podążania według mapy, a potem drugi mądrala nie spierdolił tego jeszcze bardziej. Dzięki mnie i Łukaszowi byliśmy więc o jakieś setki kilometrów w przeciwnym kierunku niż miejsce do którego zmierzaliśmy. Nieco spóźnieni, ale jednak dotarliśmy na miejsce...
MAKOWIEC: ...gdzie, wraz z wujkiem godaim, czekałem ja. Rześki i wyspany, gdyż przez nikogo nie zmuszony, wstałem o zdecydowanie mniej pogańskiej 7.30. Przywitałem ekipę z pełnymu honorami, po czym część z nas (ta nie zajęta akrobacjami na monocyklu) poszła na górę, w celu obadania naszego cudnego stoiska. Ukontentowani widokiem pięknie prezentujących się albumików, podzieleni na mniejsze grupki, rozeszliśmy się w sobie znanych celach. I tak, około godziny 10, WSK zaczęło powoli się rozkręcać...
BELE: ... i rozkręcało się tak do końca imprezy. Pomiędzy ciągłym siedzeniem przy stoisku Dolnej Półki/Pirata a błądzeniem pomiędzy innymi stoiskami wypełnionymi komiksami czas wypełniało się bawiąc kokowym monocyklem i trzema pałkami, które przywiózł Łukasz tłumacząc, że fachowo nazywa się je Flowestickami. Najwyraźniej nie były na magnes.
MAKOWIEC: W tym roku impreza odbywała się w jednym budynku, przez co odpadł szalenie wesoły, wypełniający czas motyw: "chodźmy do drugiego budynku, może tam będzie coś ciekawego/ktoś, kogo szukamy". Jedynym, wartym odnotowania dla nas punktem było nasze małe spotkanko, na którym połowę widowni stanowiła ekipa kolektywu. Mimo to, całosć odbyła się w miłej atmosferze. No i bele rzucił żart o połykaniu.
Resztę WSK, tradycyjnie...wypełniała...nuda... ...
Ja wiem, że zapełnienie planu całego dnia samymi ciekawymi zdarzeniami to rzecz bardzo trudna. Ale na Boga, niech choć dwa-trzy punkty będą czymś więcej niż siedzeniem na do połowy pustej, kiepsko wentylowanej sali i słuchaniem smędzenia autora/autorów/wydawnictw. To jednak, obawiam się, daleko przekracza granice wyobraźni organizatorów. A szkoda. I tak, kiedy porozmawialiśmy już z kim mieliśmy porozmawiać, zjedliśmy co mielismy zjeść, około godziny 19.30, powoli zaczęliśmy wybierać się w drogę powrotną...
BELE: Czekaj, czekaj. Daj mi też ponarzekać. Podczas całego dnia uczestniczyłem w trzech spotkaniach. Jedno o reaktywacji "Ziniola", na które trafiliśmy przypadkiem, bo chcieliśmy się rozeznać gdzie odbędzię się nasze wspaniałe Dolno Półkowe spotkanie. Drugim elementem panelu było spotkanie z twórcami "Odmieńca" Przemkiem Pawełkiem i Markiem Oleksickim. Było sympatycznie, mimo iż laptop nawalał. Ale na komiks mnie nakręcili, niech ich szlag.
Nasz panel odbył się bez większych kontrowersji, poza wspomnianym już przez Janka dowcipem o połykaniu. Przyszło więcej ludzi niż się spodziewałem, co było miłe. Duże buziaki dla Daniela Gizickiego, który sprawnie poprowadził nasze spotkanko. [Mental five!]
Można też przypierdolić się do miejscówki WSK. Na plusy oczywiście, że wszystko jest w jednym miejscu i nie trzeba latać jak głupek z jednego budynku do drugiego (deszcz, który lał w zeszłym roku był niczym wrzód na dupie), no i giełda nie była pieprzoną salką potu (mimo iż klimatyzacja nie dopisała). Na minus zaliczyć trzeba puby. Były daleko. Na ochocie były bliżej - można było skoczyć na piwo przechodząc z jednego budynku do drugiego (co się zresztą robiło). Tutaj musieliśmy zasuwać cały przystanek metra do miejsca zwanego Zielona Gęś. Spotkaliśmy tam wspomnianego wyżej Przemka. Było sympatycznie.
Oprócz tego, nic więcej na WSK się nie wydarzyło.
Poruszę więc kwestię zakupów. Co kupiłeś?
MAKOWIEC:Uhm. No dobra, niech będzie. Wprawdzie tym razem nie zeszmaciłem tyle, ile na pooprzednim mfk (wtedy poszło coś koło czterystu złotych, brr), ale udało mi się zrealizować założony plan. Moja lista dokonanych zakupów to...:
-Berlin Jason Lutesa
-Pirat i Jeju
-NSS Śledzia
-Biocosmosis #3
-Zbir, ciąglę pod górkę 1 i 2
...i tyle. Nie jest to może porażąjco długa lista (do Łukasza jeszcze mi daleko), ale nie można powiedzieć, że wyszedłem z pustymi rękami...a jak u Ciebie? Słyszałem, że w tym względzie nie miałeś zbyt zuchwałych zamiarów...
BELE: Ano, ja sobie ułożyłem krótką listę komiksów, które chciałem dorwać - Sandman #1 i "Objawienia" Jenkinsa i Ramosa. Obu pozycji nie było.
Zakupiłem więc Pirata (z pozdrowieniami dla Mikołaja), Hardkorporacje (buziaki dla Jaszcza, Artmaca i Templera), "Piekło, niebo" oraz komiks "Saga o Potworze z Bagien" (którą Adler określił jako "Sagę o Jozinie z Bazin"). Takie to moje skromne zakupy. Więcej o poszczególnych komiksach napiszę wkrótce. Jak na dobrze odeśpię imprezę i zabiorę się za trzeźwe czytanie.
A na zakończenie podsumowując imprezę z perspektywy Dolnej Półki - było naprawdę bardzo udanie. "Kolektyw #3" i "Bossi i Bosso" zeszły porządnie, więc możemy z czystym sumieniem kontynuować naszą zabawę w wydawnictwo. Tak więc trzymajcie się i do zobaczenia na kolejnym spotkaniu.
Gościnnie w relacji wystąpił Jan 'Makowiec' Mazur. Gorące Brawa!
czwartek, 13 marca 2008
IMAGINATIONLAND
W Stanach wypuścili na dvd "Imaginationland" - trzy absolutnie genialne odcinki South Park w wersji reżyserskiej bez cenzury. Pomyślałem, że się tym z wami podzielę.
12 sezon South Park ruszył wczoraj.
wtorek, 11 marca 2008
Impreza jak się patrzy!
WSK już w sobotę, więc bez wymówek, tylko w autobus i widzimy się na miejscu. Obecny będę zapewne od godziny 9 przy stoisku Dolnej Półki. Pamiętajcie aby kupić Trzeci Kolektyw, który został pięknie oceniony przez kmh, oraz "Bossi i Bosso: O jedną umowę za daleko" równie pięknie ocenionych przez Daniela Gizickiego.
O 13.15 zapraszam wszystkich na Małą Salę, gdzie odbędzie się spotkanie z Dolną Półką, czyli będziecie mogli pozadawać nam pytania na różne tematy. Całość poprowadzi zapewne Daniel Gizicki. Looking forward to it.
Daniel Gizicki do trzech razy sztuka - Przeprowadził ze mną skromny wywiad na swojego bloga, który możecie przeczytać tutaj.
Do zobaczenia w sobotę.
środa, 5 marca 2008
Pisanka Śmierci!
piątek, 29 lutego 2008
I am not dead!
Oj, jak dawno mnie tu nie było. [zdejmuje pajęczynę]
Srogo przegrałem wyścigi na ilość notek. Bartek wygrał.
Strona Dolnej Półki, ruszyła, chociaż nadal trwają pracę, aby nadać jej jakiś zajebiście szpanerski wygląd. Winę zrzucam oczywiście na Makowca, który to nie potrafi się zabrać do jakiejkolwiek roboty.
WSK zbliża się wielkimi krokami, a na tej imprezie będziecie mogli zakupić dwa pierwsze albumy z Dolnej Półki. "Kolektyw #3" oraz zapowiadany już wcześniej "Bossi i Bosso: O jedną umowę za daleko". Moim zdaniem, warto wydać na to pieniądze. WYDAWAJCIE PIENIĄDZE, CHOLERA!
Ja swoją drogą pieniędzy nie mam. Na WSK będę, ale kwestia zakupu czegokolwiek stoi pod wielkim znakiem zapytania. Wszelkie datki mile widziane. Zaraz podam numer konta.
Egmont ma zamiar wydać kolejne tomy Gaimanowskiego Sandmana. Twarda oprawa, kreda, miodzio. Trzeba mieć. Ja muszę mieć. Chodzą też ploty o kolekcjonerskiej wersji Kaznodziei. Jak wszyscy pewno wiedzą - jest to mój ulubiony komiks, toteż również musze mieć to w twardej oprawie. Tak! Jestem pierdolonym geekiem! Get used to it.
Sezon Oscarowy się skończył. Moje przewydywania w większości się sprawdziły. Niestety to nie oznacza nic dobrego. Po raz pierwszy w życiu również nie miałem okazji do obejrzenia gali Oscarów na żywo i ... bardzo dobrze. Strzeliłbym sobie chyba w głowe gdybym miał te nudy oglądać o 3 w nocy. Obejrzałem wersję skróconą (to na jedynce dwa dni później) i prawie zasnąłem. Oscary stoczyły się na samo dno.
"Piotruś i Wilk" dostało Oscara. Fajnie. Ja lubię, kiedy za granicą nagradzają naszych. Ale zastanawiam się - za co do cholery ten Oscar? Film ten leciał niedawno na jedynce. Animacja fatalna (Burtonowski Nightmare before Chistmas miał lepszą, a był robiony 15 lat temu). Nie zachwyciło mnie też wykonanie postaci. Ok, dziadek i Piotruś byli nieźli, ale te zwierzęta? Ten kot!? No, kamaan! Kiedy film się skończył w mojej głowie krążyły trzy słowa. What. The. Fuck.
Łukasz Okólski - rysownik zmarłego "martwego współlokatora" wystartował z własnym kozaczym blogiem. Póki co aktualizacje są bardzo częste. Ciekawe notki. Ogólnie cycek. Odliczam dni, kiedy przejdzie mu wena :D
To co widzicie na górze jest tym czym myślicie. Prawdopodobnie na Wielkanoc ukaże się kolejna historia z robotami. Zaznaczcie w kalendarzu.
Pracuję aktualnie (poza themovie i okazjonalnymi robotami) nad dwoma innymi projektami. Jeden to - tradycyjnie - pełnometrażowe themovie - które jest jakoś w 1/5 prac, ale wciąż się zabieram. Kiedy nie ma deadlinu, to idzie praca znacznie wolniej.
Drugi projekt powstaje we współpracy z Ewą Jedrzejczak i nie chcę więcej zdradzić, aby nie zapeszyć. Mam nadzieję, że po WSK będę w stanie szepnąć już wam coś więcej.
Love and Kisses
Zaphod.
piątek, 25 stycznia 2008
Kolejna notka - madness.
Odnośnie nowości - wspominałem jakiś czas temu o pełnometrażowej wersji pewnego popularnego webkomiksu. Prace są na zaawansowanym etapie. Miałem okazję być w elitarnej grupie beta testerów scenariusza i ... jest świetnie! Tuż po przeczytaniu stałem się wielkim fanem tego komiksu i nie mogę się doczekać WSK, kiedy to będzie miał on swoją premierę. Odkładajcie pieniądze. Warto.
Dominik zmienił adres. Teraz jest tutaj na słynnej stronie "Mleko i Ciasteczka". Poprzednia domena nam siadło z braku używalności i została przejęta przez nieświadomego kolesia, który strasznie sie przeraził sporą liczbą odwiedzin w statystykach.
Mój martwy współlokator został zawieszony ponownie. Sprawa wyglada tak - nie będę w bawełnę owijał - źle się za tą historię zabrałem. Nie zamierzamy porzucić tej historii póki co. Planujemy wszystko wyzerować i rozpocząć od nowa i od początku (tak, poznanie Jurka i Ducha oraz wprowadzenie do mieszkania). Łukasz zapowiedział, ze bedzie bardziej starał sie przy rysunkach. Nie wiem jak będzie potem z publikacją. Albo internet, albo poszukamy wydawcy.
Rozpoczął się sezon oscarowy. Bele teraz kombinuje dużo filmów, dużo chodzi do kina i oglada w cholerę. Filmy, filmy, filmy.
Idźcie do kina na Persepolis.
Wybacz godai, jesteś w tyle. In your face.
wtorek, 22 stycznia 2008
niepoważny i romantyczny
Miałem dzielić się moimi przemyśleniami odnośnie filmów, a troche tego się ostatnio ogląda.
Dzieje się ze mną ostatnio coś bardzo dziwnego. Nie wiem jak taką chorobę można nazwać. Chyba mi z samotności odbija. Zacząłem oglądać... komedie romantyczne. Argh!
Gorzej. Niektóre z nich naprawde mi się podobały ;(
Ale przyjrzyjmy się poszczególnym tytułom.
"Czyja to kochanka?" - francuska komedia w reżyserii Francisa Vebera. Na wstępie dodam, że jest to twórca genialnej komedii "Plotka". Wiemy już czego się spodziewać. Główny bohater - Francois Pignon jest parkingowym. Pewnego dnia zostaje uwieczniony na zdjęciu obok supermodelki i jej kochanka. Aby uniknąć afery i kosztownego rozwodu Pignon zostaje opłacony, aby udawać narzeczonego owej modelki. Film jest... dobry. Nie tak śmieszny jak "Plotka", ale trzyma niezły poziom. Mnie się podobało.
ocena: ****
"Układ idealny" - kolejna francuska komedia. W głównej roli, jeśli dobrze rozpoznałem twarz występuje Cezar z drugiego fabularnego Asterixa. Louis ma problem z siostrami i matką, które na siłę postanowiły znaleźć dla niego żonę. Louis postanawia wynająć sobie "narzeczoną", która porzuci go w dniu ślubu "łamiąc" mu przy tym serce. Wtedy rodzina zostawi go w spokoju. Sprawy się komplikują, kiedy rodzina zaczyna lubić jego udawaną narzeczoną.
ocena: ***
"Życie od kuchni" - Catherine Zeta-Jones, Aaron Eckhart i Mała Miss. Siostra Catheriny ginie w wypadku, zostawia jej córkę. Catherine jest pracoholiczką-kucharką, poznaje kucharza Aarona. Z początku się nie lubią, mała dziewczyna postanawia ich połaczyć. Bla, bla, bla. Wszyscy wiemy jak się sprawy potoczą. Nikt nie chce tego oglądać. Żenada. Jak większość amerykanskich komedii.
ocena: *
"Nigdy nie będę twoja" - Podstarzała, ale wciąż gorąca Michelle Pfeiffer i zabawny jak zwykle Paul Rudd. Ona jest stara i chce się poczuć młoda po tym jak jej mąż (świetny Jon Lovitz) zostawił ją dla młodszej. On młody, zabawny i zakochany. Film nie powala, nie zaciekawia. Pare zabawnych momentów. Wszystko dzięki Paulowi, który rokuje na komediową gwiazdkę pokroju Sandlera czy Bena Stillera.
ocena: **
Tak, a to dopiero dwa minione wieczory. Wniosek prosty. Komedie francuskie rządzą. Romanse amerykańskie skończyły się na "Kiedy Harry poznał Sally".
Muszę przystopować z historiami miłosnymi. Jutro obejrzę "Hostel" i "Wrong Turn 2". Albo maraton filmów o Zombie. Tak, to będzie coś.
Kolektyw Trzeci
Kolektyw Trzeci prawie gotów. Czekamy jeszcze na decyzje jednego z redaktorów i w przyszłym tygodniu zapewne zostanie ogłoszona oficjalna lista komiksów. Wciąż rozważamy czy będzie to numer standardowy czy nieco grubszy od poprzednich. Jedno jest pewne - będzie w czym wybierać. Mimo mojego braku weny udało mi się dorzucić swoje trzy grosze do tego numeru. Numer ten premierę będzie miał na marcowych Spotkaniach Komiksowych w Warszawie, więc nie planujcie nic innego na ten dzień.
poniedziałek, 21 stycznia 2008
Filmowa aktualka. Buźka godai :*
Ta notka będzie poświęcona w większości "The Movie". To co widzicie na górze to okładka. Zrobiona została jakiś czas temu, kiedy komiks pełnometrażowy miał jeszcze formę paskową. Okładka wciąż mi się podoba, ale brakuje mi w niej czegoś, więc będzie rysowana od nowa.
Jeśli idzie o zawartość, to mogę jedynie powiedzieć, iż posuwa się do przodu. Mam już kilka stron oraz uzyskałem pomocne dłonie ze stron KRLa i Śledzia, którzy mówią mi co zrobiłem źle i co mam poprawić. Mam nadzieję, że dzięki ich wskazówkom wyjdzie mi przyzwoity komiks.
Jak zapewne wiecie na stronce z The Movie stuknęło 100 odcinków, dlatego z tej okazji teraz panuje gościnny tydzień. Same niespodzianki. Ja wiem, że gościnne odcinki są w większości przypadków fajne jedynie dla autora komiksu, ale musicie wytrzymać, bo goście tym razem dopisali.
w czwartek lub piątek themovie wróci zapewne do moich tradycyjnych aktualizacji. Mam nadzieje, ze uda mi się dotrwać do kolejnej setki odcinków.
środa, 2 stycznia 2008
"C'est la vie", say the old folks...
Whoop Whoop Whoop.
Nowa szata na Schwing! gotowa. Zapewne w piątek na serwerze wyląduje nowy sylwestrowy odcinek. Jeśli ktoś ma jakąś zabawną historyjkę do opowiedzenia, może pisać. Może przeczytamy.
Jeśli idzie o plany na ten rok - jest nieźle.
Na sam początek - Kolektyw - materiał jest już praktycznie skompletowany i musze przyznać, że póki co jestem całkiem zadowolony. Teraz tylko czekać do marcowego WSK. Czekać warto.
Dolna Półka - mam nadzieje, że niedługo wystartuje. Z przyczyn niezależnych od nas - zapowiadany na spotkaniu album "Kwaziu" Piotrka Nowackiego i Daniela Gizickiego, nie będzie miał swojej premiery na wspomnianym wyżej konwencie. Liczę, że uda się go wydać jeszcze w tym roku. Na WSK natomiast premierę może mieć inny albumik komiksowy - pełnometrażowa wersja jednego z moich ulubionych komiksów internetowych. Nie zdradzę póki co tytułu, aby nie zapeszyć ;) Na MFK natomiast swoją premierę prawdopodobnie będzie miał inny genialny album przy którym paluchy maczają dwaj niesamowicie utalentowani i lubiani autorzy. O szczegółach póki co cisza. Wkrótce, moi drodzy. Wrótce.
The Movie już niedługo dostuka do 100 odcinka. Planowana z tej okazji nieduża gościnna imprezka, ale nie jest ona pewna, bo wszyscy wiemy jacy my - komiksiarze jesteśmy jeśli idzie o terminy :D Deadline? Po co mi deadline? :D
[edit] O tym bym zapomniał. The Movie wyniosło się wreszcie z bloga. Nie mam tylko czasu by o tym na The Movie poinformować. Zapamiętać - WWW.THEMOVIE.OVH.ORG
Pełnometrażowe "The Movie" o którym wspominałem nadal jest w fazie produkcji. Mam nadzieję, że skończę ten komiks w jeszcze tym roku i uda mi się go wydać najpóźniej w grudniu :D Wciąż nie mam wydawcy, nikt nie jakoś o mnie nie bije, cholera. CHOLERA! :D
Odszedłem z bitew komiksowych. Po raz pierwszy piszę o tym oficjalnie. Dzisiejszy pasek jest narysowany w pewnym stopniu przeze mnie. Pałeczkę od teraz przejmuję samotnie Dem. Ja już mam dość tamtejszej atmosfery.
Jeśli myślicie, że to koniec z robotami D19 i B20 to grubo się mylicie. Roboty będą co jakiś czas uderzać na PCWK z okolicznościowym specjalem. W planach jest również pełnometrażowa historia o której wcześniej wspominałem.
Napewno zapomniałem napisać o czymś istotnym.
PS: "The L Word" - serial o lesbijkach. Whoop whoop whoop. Najlepsza rzecz jaką w życiu widziałem. Screw you 'LOST' I'm going les.
wtorek, 1 stycznia 2008
Run Rincewind, Run!
Nowy rok, cholera. Najlepszego wszystkim. Oby był lepszy niż poprzedni. Jeśli rok był dobry, to oby nie był gorszy. O!
Zapałałem ponownie wielką miłością do książek Terry'ego Pratchetta. Jest fajnie. Rozważam czy znajdę w tym roku troche czasu aby przerobić na komiks jedno z jego opowiadań.
Ku mojemu zaskoczeniu ludzie nadal chcą słuchać Schwing!. Już wkrótce ruszymy z nowymi odcinkami, trzeba tylko wytrzeźwieć i na dobre wypocząć po sylwestrze.
Kolektyw 3 już powoli nabiera kształtów. Zapowiada się niezły materiał. Jestem z niektórych naprawdę dumny.
Z ostatnich newsów, jeśli ktoś przeoczył, bo nie trąbiłem o tym wcześniej. D19 i B20 uderzyli na PCWK z kolejnym okolicznościowym specjalem - Sylwestrem.